Niezwykle rzadka kopia albumu Prince’a została odnaleziona w Kanadzie. Na tydzień przed premierą muzyk zrezygnował z wydania krążka i z własnej kieszeni zapłacił za zniszczenie wszystkich egzemplarzy. Od końca lat 80. w obiegu krążyły jednak nielegalne bootlegi. „The Black Album” stał się jednym z najbardziej poszukiwanych winyli w historii muzyki.
Album skomponowany jako swoista funkowa riposta do scenicznej stuprocentowo popowej persony Prince’a, miał ujrzeć światło dzienne w 1987 roku, tuż przed tym, gdy muzyk przeżył „objawienie duchowe” i zażądał, by wszystkie kopie zostały zniszczone. „The Black Album” zawiera jedne z najmroczniejszych tekstów artysty. Wydaje się reakcją na krytykę, z jaką spotkało się „Sign 'O’ The Times”, które dziennikarze muzyczni uznali za „zbyt popowe” wydawnictwo. Prince chciał odzyskać artystyczną wiarygodność. „The Black Album” inspirowany był m.in. afrykańską kulturą.
Pięć kopii krążka zostało znalezionych w zeszłym roku w Stanach Zjednoczonych. Jedna z nich została kupiona za zawrotną kwotę 42,298 tys. dolarów (ponad 150 tysięcy złotych). Kopia, którą odnaleziono teraz, jest dopiero 9. egzemplarzem płyty, jaki udało się odszukać.
W posiadaniu niezwykle cennego przedmiotu był dawny pracownik wytłoczni winyli z Kanady, któremu udało się zachować jedną kopię, kiedy wytwórnia Warner Bros zarządziła zniszczenie egzemplarzy. Po zapoznaniu się z kwotami, jakie zaoferowano za poprzednie znaleziska, pracownik skontaktował się z Jeffem Goldem, dawnym wiceprezesem Warnera, który współpracował z Prince’em w latach 90. Obecnie Gold jest właścicielem sklepu z pamiątkami muzycznymi Record Mecca. Kiedy dowiedział się o znalezisku, stwierdził, że to niemożliwe, by taki przedmiot w ogóle istniał. Po szczegółowych oględzinach okazało się jednak, że dziewiąty egzemplarz „The Black Album” jest autentyczny. Obecnie Gold pomaga dotychczasowemu właścicielowi sprzedać winyl w internecie poprzez Discogs.
Jako że krążek został odtworzony kilka razy, najprawdopodobniej nie uda się sprzedać go za taką samą cenę jak egzemplarze amerykańskiego pochodzenia, ale szacowana suma i tak może przyprawić o zawrót głowy – wartość wyceniono na 27,5 tysiąca dolarów.
– Na świecie jest wielu poważnych kolekcjonerów pamiątek związanych z Prince’em, a popyt zdecydowanie przewyższa podaż. Myślę, że [ten winyl – przyp. red.] sprzeda się bardzo szybko – twierdzi Gold.
Czym jest nowe znalezisko w katalogu muzyka?
„The Black Album” miał być 10. płytą Prince’a, kontynuacją wydanego w 1987 roku „Sign 'O’ The Times”. Mówi się, że został nagrany, przynajmniej częściowo, z myślą o imprezie urodzinowej perkusistki artysty Sheili E. Improwizowany, funkowy klimat utworów „Le Grind” i „Superfunkycalifragisexy” zdaje się to potwierdzać.
Charakter innych piosenek jest zgoła odmienny – za przykład weźmy choćby „Boba George’a”, w którym Prince odgrywa rolę psychopaty oskarżającego dziewczynę o romans. Dramat kończy się strzelaniną.
Datę premiery zaplanowano na grudzień 1987 roku, ale na tydzień przed nią Prince przyznał, że się waha – podobno był to skutek eksperymentów z tabletkami ecstasy. Prince uważał, że płyta była „zła”. Narkotykowa wizja miała skłonić go do refleksji na temat przemijania. Przekonany o tym, że może umrzeć w każdej chwili, nie chciał być zapamiętany przez pryzmat przesiąkniętego agresją i zgorzknieniem brzmienia. Nagrany w jej zastępstwie „Lovesexy” zawiera zdecydowanie więcej treści o charakterze religijnym. Badacze zwracają uwagę na dwoistą naturę artystycznych poszukiwań muzyka – z jednej strony zafascynowanego afrykańskimi wierzeniami, np. voodoo, a z drugiej oddanego poglądom świadków Jehowy (Prince wychował się w rodzinie Adwentystów Dnia Siódmego).
Wytwórnia dostosowała się do prośby o zniszczenie wszystkich egzemplarzy krążka, podobnie jak kilka miesięcy wcześniej, kiedy muzyk poprosił o wydanie albumu bez nazwiska autora i projektu graficznego w zwykłej, czarnej okładce.
– To było pilnie strzeżone wydawnictwo. Nie było singla, nie było teledysku, żadnego ogłoszenia. Nikt nie spodziewał się, że się ukaże. Z tego względu w wytłoczniach płyt winylowych otaczano go ochroną. Kiedy Prince zdecydował, że nie chce, by album wyszedł na światło dzienne, dość łatwo było zarządzić zniszczenie wszystkich sztuk – mówi Gold.
Inne unikaty czekają na odkrycie?
Gold twierdzi, że istnieje inny album Prince’a, który może jeszcze bardziej zawrócić w głowach majętnym wielbicielom muzyka. Mowa o próbnej kopii albumu „Camille”, którą Prince stworzył tylko dla siebie, bez udziału wytwórni płytowej. Na krążku muzyk przyjmuje tytułowe kobiece alter ego. Większość utworów wykorzystano potem na „Sign 'O’ The Times” oraz w roli b-sidesów. Jedyny sprzedany egzemplarz z prywatnej kolekcji koordynatorki produkcji na trasie „Purple Rain” w zeszłym roku osiągnął kwotę 59 tysięcy dolarów (ok. 215 tysięcy złotych).
(AB)
No comment